Przekłady

„TEN”

 

KIEDYŚ

Przyznaję... cóż można powiedzieć

Przeżyję to... bez bólu

Uliczny kochanek na poboczu drogi

Me skronie kryją w sobie broń

Która kiedyś wybuchnie

Trzymam za pazuchą spluwę-szesnastkę... gram

Kiedyś miałem nad sobą kontroli

Kiedyś miałem ochotę skończyć z sobą

Oh, spróbuj i zagraj, to wariactwo

I ja w tym siedzę...

Kim ja naprawdę jestem

Babie lato, nienawidzę upału

Wiozę uliczną kochankę - siedzi obok mnie

Rękę trzymam w kieszeni

Nie pytać o nic... modlę się

Kiedyś miałem nad sobą kontroli

Kiedyś miałem ochoty skończyć z sobą

Kiedyś mogłem pokochać siebie

Kiedyś mogłem pokochać ciebie

Kiedyś, kiedyś, kiedyś.

 

PRZYPŁYW

Myśli nadlatują niczym motyle

Których on nie zna, więc je odgania

Ale któregoś dnia zacznie życie od nowa

Przypływ

Nie zawsze ........

ŻYWY

Synu, powiedziała

Opowiem ci historię

Jak myślisz, kim był twój Ojciec

Był po prostu...

Gdy siedziałeś sam w domu

Mając 13 lat

Twój prawdziwy tato umierał

Szkoda, że go nie widziałeś

Ale dobrze, że porozmawialiśmy

J... ja wciąż żyję

Przechodzi powoli przez pokój młodego człowieka

Powiedziała, jestem gotowa... na ciebie

Po dziś dzień nie pamiętam niczego

Prócz spojrzenia... spojrzenia

Teraz już nie widzę... po prostu się gapi

J... j... ja wciąż żyję

Czy coś nie tak? Zapytała

 

OCZYWIŚCIE

ty wciąż żyjesz, powiedziała

Czy ja zasługuję na to by być

Czy to jest pytanie

A jeśli tak... jeśli tak...

Kto odpowie? Kto odpowie?

J... j... ja wciąż żyję

PO CO WRACAĆ

Wydrapuje litery na kamiennej ścianie

Może kiedyś inne dziecko

Nie będzie czuło takiej samotności

Minęły już dwa lata

Jak ją tu wsadzili

Zbadał ją jakiś głupi kutas

(A mamusia się zgadza)

Po co wracać do domu?

Po co wracać do domu?

Po co wracać do domu...

Wydaje się silniejsza

Ale oni chcą by stała się słabsza

Mogłaby udawać

Mogłaby grać

Mogłaby stać się jeszcze jednym klonem

Po co wracać do domu?

I czego mnie nauczyłaś

Nie odwiedzaj mnie

Zostaw mnie tu

Mamusiu kochana

 

CZERŃ

Płachty białych płócien pod taflami szkła

Rozłożone niedbale przede mną

Gdy jej ciało legło w ciszy

Pięć horyzontów okrążyło jej duszę

Tak jak ziemia obiega słońce

Teraz przyszła kolej na powietrze

Które smakowałem i którym oddychałem

I to czego ją nauczyłem było... wszystkim

Wiem że dała mi wszystko co mogła

I teraz moje zawiedzione dłonie rozcierają się

Pod chmurami tego co kiedyś było wszystkim

Wszystkie obrazy mówiły

Wszystkie skąpane w czerni

Pokryte tatuażami

Idę sobie na spacer

Otaczają mnie bawiące się dzieci

Czuję na sobie ich śmiech

Więc dlaczego wciąż widzę ją?

I te pokręcone myśli wirujące wokół mojej głowy

Wiruję... wiruję

Wyżej, ku słońcu

Nie mogę się zmniejszyć

Teraz moje zawiedzione dłonie rozcierają potłuczone szkło

Tego co kiedyś było wszystkim

Wszystkie obrazy mówiły

Wszystkie skąpane w czerni

Pokryte tatuażami

Całą miłość diabli wzięli

Obróciłaś mój świat w czerń

Wszystko co widzę pokrył tatuaż

Wszystko czym jestem, wszystko czym będę

Wiem że kiedyś rozpoczniesz wspaniałe życie

Wiem że zostaniesz gwiazdą na niebie kogoś innego

Ale dlaczego

Dlaczego

Nie może to być, nie może to być moje niebo?

 

JEREMY

W domu rysuje górskie wierzchołki i siebie na szczycie

Cytrynowe słońce, ramiona rozpostarte w kształt litery V

A niżej martwi spoczywają w brunatnych kałużach

Taty nie obchodziło

Że mamy nie obchodziło

Król Jeremy

Nikczemny rządził swym światem

Jeremy przemówił dziś w klasie

Jeremy przemówił dziś w klasie

Pamiętam dobrze jak go wyznaczyli

Wydawało się, że to takie małe gówno

Ale wypuściliśmy lwa

Zazgrzytał zębami i wgryzł się w przywiędłe damskie piersi

Jak mogłem zapomnieć

Uderzył mnie znienacka z lewej

Szczęka wciąż mnie bolała, otwarta na oścież

Tak jak wtedy, jak wtedy gdy usłyszałem

Tato nie okazywał uczuć

A z chłopaka robiła się szmata

Król Jeremy

Nikczemny rządził swym światem

Jeremy przemówił dziś w klasie

Spróbuj o tym zapomnieć... Spróbuj to wymazać...

Z tablicy.

 

OCEANY

Trzymaj się tej nici

Prądy się zmienią

Prowadź mnie ku sobie

Wiem, że coś jeszcze zostało i wolno nam pomarzyć

0 tym jak znów będziemy razem...

Nie musicie już dryfować po oceanach

Fale przetaczają się przez moją duszę

Trzymaj ten pierścień mocno...

Wkrótce kolejny przypływ

Więc stań nad brzegiem...

Pojawię się...

Pojawię się...

Znowu...

 

PRZEDSIONEK

Do czego, kurwa, zmierza ten świat? Nie zostawiłaś wiadomości

Przynajmniej mogłem po raz ostatni usłyszeć twój głos

Codzienne pole minowe

To może być mój czas

A ty?

Uderzyłabyś mnie?

Uderzyłabyś mnie?

Wszystkie rachunki przechodzą obok mnie

A inicjatywy podejmują się pośrodku

Nie będzie już żadnych środków

A krzyż, który wlokę do domu

Nie jest znakiem mego miejsca

Za sobą pozostawiłem przedsionek

Za sobą pozostawiłem przedsionek

Usłysz moje imię

Przyjrzyj się

To może być ten dzień

Weź mnie za rękę

Idź obok mnie

Tak bardzo chcę powiedzieć...

Usłysz moje imię

Przyjrzyj się

To może być ten dzień

Weź mnie za rękę

Połóż się obok mnie

Muszę tylko powiedzieć...

Ileż ja mogę znieść

Chcę po prostu być

Wiem, że nigdy cię nie dotknę

Nie obejmę

Nie poczuję, nigdy nie obejmę

Już nigdy

 

OGRÓD

Kierunek w którym spogląda oko

Tak złudny

Dusza uchodzi

Tak szybka, aż się chce rzygać

Nie wątpię w sens

Naszego istnienia

Wątpię tylko w sens

Naszych współczesnych potrzeb

Wejdę... z rękoma związanymi

Wejdę... z twarzą zalaną krwią

Wejdę z więdnącym cieniem

Do twego

Kamiennego ogrodu

A po wszystkim

Będziemy wciąż samotni

Nikt mnie nie zabierze

A i tak odejdę...

Wejdę... z rękoma związanymi

Wejdę... z twarzą zalaną krwią

Wejdę... z więdnącym cieniem

Do twego

Kamiennego ogrodu

Nie pokazuję tego...

Nie dzielę się tym...

Nie potrzebuję tego...

Co masz do oddania...

 

GŁĘBOKO

Na brzegu

Parapetu

Rozmyśla o swym stwórcy

Rozmyśla o jego woli

Patrząc w dół na ulicę

Jest niczym

Ale za to ma piękne widoki...

Na skraju

Miasta o którym nikt nic nie wie

Czując się lepszymi

Starcy wyruszyli ku niebiosom

Jest niczym

Ale za to ma piękne widoki...

Na obrzeżach gwiazdkowej czystej miłości

Dziewica zesłana z nieba

Odwiedza... kogoś kto stoi ponad nią

Jest niczym...

Nie podoba jej się ten widok

Nie podoba jej się ten widok

Nie podoba się ten widok...

Ale on zanurza się coraz głębiej

Nie może dojść do dna

Za głęboko

Nie może dojść do dna

 

UWOLNIJ

Widzę świat

Wyczuwam prawdę

Którędy iść

Parapet okna

Widzę słowa

Czas rozbujany na biegunach

Widzę ptaki na deszczu

Diane, kochanie

Czy teraz mnie widzisz

Jestem sobą

Trochę tak jak ty

Wskoczę na falę

Dokąd mnie poniesie

Powstrzymam ból

Uwolnij mnie

Diane, kochanie

Czy teraz mnie widzisz

Jestem sobą

Trochę tak jak ty

Zaczekam w ciemności

Aż się odezwiesz

I sam się otworzę

Uwolnij mnie...